Świnoujście. Z pełną świadomością
Świnoujście. Z pełną świadomością.
O słabnącym entuzjazmie, niesłabnącej nadziei, wygaszaniu ognisk i trudnych decyzjach mówi Dorota Konkolewska, prezes zarządu Szpitala Miejskiego im. Jana Garduły w Świnoujściu.
Za nami kolejny pandemiczny rok. Cofnijmy się więc o te dwanaście miesięcy – z jakimi refleksjami go pani witała?
Początek roku 2021 był pełen nadziei… Pamiętam, że chwilę wcześniej, w wigilię, otrzymałam informację, że będą szczepionki. Kilka dni później Narodowy Fundusz Zdrowia potwierdził, że je otrzymamy.
To pozwoliło nam patrzeć na przyszłość z nadzieją – opanujemy tę niełatwą pandemiczną sytuację, że wyjdziemy na prostą.
Bez żadnych obaw czy wątpliwości? Szczepionki były, są i będą tematem kontrowersyjnym…
To prawda. Były placówki, które się wahały, czy wejść w proces szczepień, nie były przekonane, czuły się w jakiś sposób zagrożone, jednak my od początku wiedzieliśmy, że to słuszna droga.
W Świnoujściu znajdujemy się na pierwszej linii frontu, więc było dla nas oczywiste, że do szczepień przystąpimy.
Mówi pani o postawie tych, którzy mają szczepić, a jak wyglądała postawa tych, którzy mają być zaszczepieni?
Na początek zaszczepiliśmy personel medyczny – zgłosiły się tłumy. Lekarze, pielęgniarki, panie salowe… Ci, którzy mają najbliższy kontakt z pacjentami, co było budujące i przede wszystkim odpowiedzialne.
W drugiej kolejności zaszczepił się personel administracyjny. Jesteśmy miejscem, które, żeby wykonywać dobrze swoje zadania, musi mieć sprawnie działający personel, a zdarzały się już wcześniej, jeszcze przed szczepieniami, przypadki, gdy nasi pracownicy chorowali na Covid-19.
To zagrażało nie tylko ich życiu, ale i funkcjonowaniu szpitala. Dzięki szczepieniom mieliśmy nie tylko czuć się bezpiecznie, ale i należycie spełniać swoje zobowiązania wobec pacjentów.
Szpital jako wielka, nieustająco pracująca machina, w której liczy się absolutnie każdy trybik…
Właśnie tak. Wszyscy jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, tym bardziej że nie jest to łatwa praca. Obcujemy z ludzkim organizmem, zdrowiem, a to jest rzecz absolutnie nieprzewidywalna.
Dlatego bardzo się baliśmy – o pacjentów, o siebie, o szpital. Szczepionki w jakimś stopniu ten strach złagodziły, choć o spokoju nie może być mowy i jeszcze długo mowy nie będzie. Dziś, po niemal dwunastu miesiącach, wiemy, że to nie wystarcza, że to jeszcze nie koniec…
Zwątpiła pani w sens szczepień?
Nie, absolutnie! Jestem zwolenniczką szczepień i zawsze, podkreślę: zawsze, będę ufała nauce i autorytetom.
Wielu jednak podważa zasadność szczepionek. Są wręcz ich wrogami.
To prawda i nie rozumiem tego. Przecież większość z nas od dziecka była szczepiona przeciwko rozmaitym chorobom, sama pamiętam, jak rodzice mnie prowadzili do punktu szczepień w przychodni. Nikt wtedy nie protestował, a przecież stan ówczesnej wiedzy medycznej stał na dużo niższym poziomie niż obecnie.
Co gorsza, mamy dzisiaj do czynienia nie tylko z przeświadczeniem części społeczeństwa o szkodliwości szczepionek, ale i z kuriozalną propagandą mówiącą o tym, że szczepionki mają nas ograniczać, uzależnić, że wszczepia nam się chipy pozwalające na wszechogarniającą inwigilację… Medialny szum wokół tego nie służy niczemu dobremu, a już na pewno nie naszemu bezpieczeństwu.
Zewsząd słychać doniesienia, że wśród zatrważającej liczby umierających dzisiaj na Covid-19 osoby niezaszczepione stanowią zdecydowaną większość, sięgającą nawet 90 procent. Potwierdza to pani?
Tak jest, to doniesienia prawdziwe i umierają głównie ci, którzy z jakichś powodów unikają szczepień. Co więcej, mając również pod kontrolą tak zwany oddział covidowy, wiem, że osoby niezaszczepione dużo gorzej znoszą samą chorobę, słyszę, jak boleśnie chwytają każdy oddech.
Często właśnie wtedy dociera do nich refleksja o tym, że gdyby tylko wcześniej się zaszczepili… Dlatego, korzystając z tej okazji, apeluję do tych, którzy jeszcze mają wątpliwości: wybierzcie dobrze i mądrze.
Po co bowiem tak nierozsądnie kończyć swoje życie, na dodatek w wielkim cierpieniu, tylko dlatego, że posłuchało się niewłaściwych ludzi szerzących jakieś niestworzone, niemądre – to naturalnie eufemizm – teorie?
Spotykamy się też niekiedy z opinią w rodzaju: „Moja koleżanka się zaszczepiła i bardzo ciężko zachorowała, a ja się nie szczepię i przeszłam covid łagodnie”. Co powiedziałaby pani takiej osobie?
Żeby cieszyła się z faktu, że otrzymała drugą szansę; że miała sporo szczęścia, więcej niż inni.
À propos „innych” – zdarza się nam czasem zapominać, że nasza (odpowiedzialna lub nieodpowiedzialna) postawa wobec pandemii wpływa na bezpieczeństwo naszego otoczenia.
Oczywiście. Od tego zależy zdrowie i życie naszych bliskich – rodziców, dziadków, małżonków, rodzeństwa, nawet dzieci, gdyż one przecież również chorują.
Owszem, zazwyczaj przechodzą chorobę łagodniej, ale i one są zagrożone. To, czy się szczepimy, czy nosimy maseczki, czy unikamy ryzykownych miejsc, nie dotyczy wyłącznie nas samych. Należałoby się nad tym zastanowić…
Mamy kolejną falę i kolejny wariant koronawirusa – Omikron.
… który atakuje jeszcze ostrzej i szybciej, w krótszym czasie rozprzestrzeniając się na znacznie większą część populacji.
To rodzi ogromną obawę, czy nie wydarzy się coś, czego za wszelką cenę wszyscy chcemy uniknąć – czy nie nastąpi tak duża liczba zachorowań, że szpitale będą musiały stać się tylko i wyłącznie covidowe. Co stanie się z innymi pacjentami, jeżeli nie będziemy mogli im pomóc?
Pojawiają się głosy, szczególnie donośne w pierwszych miesiącach pandemii, gdy nikt nie wiedział, co się właściwie dzieje, że wszędzie – mowa o szpitalach – liczy się tylko koronawirus, że inne choroby przestały mieć znaczenie, że ważny jest tylko „pacjent z covidem”.
W Polsce bywa różnie i są miasta ze szpitalami wyłącznie covidowymi. Tam rzeczywiście powstaje problem, gdyż inne choroby nie zniknęły… Musieliśmy wszyscy zmierzyć się z faktem, że jest dużo osób późno zdiagnozowanych pod kątem chorób cywilizacyjnych, jak nowotwory, miażdżyca czy cukrzyca.
Tu żniwo również będzie okrutne, czego mamy dotkliwą świadomość. Mieszkańcom Świnoujścia mogę jednak powiedzieć dobrą rzecz – nigdy nie zawiesiliśmy działania podstawowych oddziałów naszego szpitala.
Owszem, zdarzały się kilku- czy kilkunastodniowe ograniczenia, ale sporadycznie i zawsze wynikały z jednej przyczyny – nie chcieliśmy narażać pacjentów.
Zdarzało się bowiem, że wynik testu antygenowego – poddawane mu były wszystkie osoby trafiające do szpitala – okazywał się ujemny, a dopiero po kilku dniach u pacjenta pojawiały się objawy koronawirusa.
Taka jest specyfika tych testów, pomocnych, ale niedoskonałych – w pierwszej fazie zakażenia często go nie wykrywają.
W takich sytuacjach wyłączenie danego oddziału, wygaszenie ogniska zanim na dobre się rozprzestrzeniło, było koniecznością.
Niemałe kontrowersje budzi zawieszenie porodów rodzinnych.
Doskonale to rozumiem. To ważne i wyjątkowe wydarzenie, nic więc dziwnego, że kobieta czuje się bezpieczniej, jeśli ma obok siebie partnera, męża czy kogokolwiek z najbliższych.
Podjęcie takiej decyzji nie było łatwe, ale powiedzieliśmy sobie jasno: tu nie chodzi wyłącznie o bezpieczeństwo osoby wchodzącej na oddział i uczestniczącej w porodzie.
Priorytetem jest zdrowie pacjentki i dziecka, a żaden z gości tak naprawdę nie może mieć pewności, czy jest zdrowy, czy nie przynosi właśnie wirusa do szpitala, zagrażając tym samym kobiecie rodzącej, dziecku czy innym, w tym personelowi.
Zwracam uwagę na niezwykle istotną kwestię – gdyby okazało się, że na oddziale porodowym pojawił się wirus, jesteśmy zmuszeni ten oddział momentalnie zamknąć. Co wtedy? Gdzie będą rodziły świnoujścianki? Najbliższy taki oddział jest 60 kilometrów stąd.
Słyszę niejednokrotnie, że łamię prawa pacjenta, że przecież są zalecenia konsultantów… Tak, są, ale zalecenia to nie nakazy, a decyzja należy do dyrektora placówki.
Po konsultacjach z personelem i gruntownej analizie wszystkich aspektów tej sytuacji podjęłam decyzję o zawieszeniu porodów rodzinnych i ponoszę za to pełną odpowiedzialność. Rozumiem niezadowolonych, ale jeśli istnieje choćby cień wątpliwości, należy wyeliminować ryzyko.
Ten czy inne zakazy temu właśnie służą, a moja rola w obecnej sytuacji polega na tym, żeby stworzyć możliwie jak najbezpieczniejsze warunki zarówno mieszkańcom, pacjentom, jak i pracownikom szpitala.
Gdybyśmy odeszli od tematu koronawirusa, a spojrzeli z szerszej perspektywy – jak wygląda zdrowotna kondycja świnoujścian?
Powiem tak: starzejemy się… Świnoujścianie odchodzą, a nie rodzi się tyle dzieci, żeby tę pustkę wypełnić. Bilans jest ujemny. Co za tym idzie – coraz starsze społeczeństwo potrzebuje coraz większej opieki medycznej.
Jestem tego świadoma, podobnie jak tego, że wymaga to ogromnych nakładów, pod każdym względem – finansów, infrastruktury, personelu. To niełatwe, ale możliwe. Tym bardziej w naszym niebiednym przecież mieście.
Nie jestem w stanie zrobić z naszej placówki szpitala specjalistycznego, ale udało się przekonać władze miasta do rozbudowy szpitala w celu powstania miejsc dla poradni specjalistycznych i pracowni diagnostycznych.
W myśl tego na działce obok w przyszłości powstanie kilkukondygnacyjny budynek, mniej więcej wielkości szpitala, a w nim – ambulatoryjna diagnostyka obrazowa oraz poradnie specjalistyczne i być może dodatkowy oddział szpitalny.
Brzmi znakomicie, czytelnicy z pewnością się z tym zgodzą. Kiedy możemy spodziewać się realizacji tego przedsięwzięcia?
Zostało ono wpisane w wieloletnią prognozę finansową, a już od nowego roku będziemy pracowali nad koncepcją i szczegółowymi rozwiązaniami tego obiektu – a pomysłów na to, co taki nowy budynek mógłby pomieścić, jest mnóstwo…
Nowe laboratorium diagnostyczne z prawdziwego zdarzenia, być może rozszerzone o tak zwaną mikrobiologię, której nam zawsze brakowało.
Specjalne miejsce dla Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa czy stacji dializ, tak, żeby znajdowała się blisko szpitala, co z kolei powinno przyciągnąć specjalistów urologów i nefrologów, którzy na miejscu zaopiekują się naszymi mieszkańcami. Podstawowa Opieka Zdrowotna. Poradnia wakcynologiczna…
Dzisiaj wydaje się to szczególnie ważne.
Tak, niemniej edukacja na temat szczepień ochronnych jest ogromnie potrzebna nie tylko ze względu na koronawirusa.
Wiedza na ten temat jest niezwykle istotna w przypadku narodzin dziecka, gdy rodzice są nieprzekonani, czy wręcz niechętni szczepionkom, albo w sytuacji, gdy dziecko choruje i decyzja na temat zaszczepienia budzi wątpliwości natury medycznej.
Wracając do koncepcji rozbudowy szpitala – brakuje nam poradni okulistycznej, więc nowy budynek wypełni i tę lukę… Potrzeb i planów jest naprawdę dużo.
Rozmawiamy o przyszłości, a wróćmy do tego, co za nami. Sukcesy i niepowodzenia szpitala w minionym roku…
Tym, co nam się udało, bezsprzecznie jest fakt, że zdołaliśmy nie zaburzyć dostępu do opieki zdrowotnej. Bez względu na wyjątkowo niesprzyjające okoliczności, pierwszą, drugą i każdą kolejną falę, nie zamknęliśmy się na innych.
W dwóch jedynie dziedzinach dopuściliśmy do czasowych ograniczeń – pulmunologia, gdzie zastosowaliśmy formę teleporady oraz nocna i świąteczna opieka zdrowotna.
Ogromnym sukcesem jest z pewnością uzyskana przez nas akredytacja, będąca poświadczeniem tego, że jesteśmy szpitalem szanującym pacjentów oraz dbającym o jakość świadczonych usług.
To wielka rzecz zarówno dla naszej załogi, jak i dla mieszkańców. Niezależna, zewnętrzna komisja akredytacyjna „zbadała” nasz szpital wzdłuż i wszerz, pod kątem zarówno medycznym, jak i technicznym, i – udało się.
Otrzymaliśmy potwierdzenie, że dobrze wykonujemy powierzone nam zadania. W tym miejscu muszę podziękować całemu zespołowi za zaangażowanie i ciężką pracę, tym bardziej że przez proces akredytacyjny przeszliśmy w trudnym czasie.
To wielka radość i duma dla nas wszystkich. Raz jeszcze dziękuję. To naturalnie nie oznacza, że teraz spoczywamy na laurach i raz po raz oglądamy uzyskany dyplom, nie.
Akredytacja to wielkie zobowiązanie i wyzwanie, któremu zamierzamy sprostać, gdyż nie została nam ona przyznana raz na zawsze.
Jeśli o sukcesach mowa, nie sposób nie wspomnieć o Budżecie Obywatelskim.
Zgadza się. To dla nas niezwykle ważne – fakt, że dwa szpitalne projekty uzyskały największą liczbę głosów stanowi niejako świadectwo zaufania do nas i szacunku wobec naszej pracy.
To również sygnał mówiący o tym, że współistnienie szpitala i mieszkańców jest dobre i satysfakcjonujące.
Czego natomiast nie udało się zrobić?
Oczywiście nie samymi sukcesami szpital stoi… Na pewno nie udało nam się zaspokoić wszystkich potrzeb naszych mieszkańców.
Czy to w ogóle możliwe?
Życzyłabym sobie, żeby tak było. Potrzeby są jednak nieograniczone w przeciwieństwie do naszych możliwości. Mam tu na myśli konkretne obszary – kardiologia i pulmunologia.
Tu rzeczywiście pacjenci czekają w kolejce długo, zbyt długo. Tam, gdzie można było sytuację poprawić, to się stało, na przykład na urologii czy ortopedii.
Są jednak dziedziny trudne, wymagające naprawy, czego jestem świadoma. Brak specjalistów to moja wielka bolączka. Wobec problemu ich braku na krajowym rynku pracy, staramy się pozyskiwać lekarzy również z zagranicy.
Wierzymy, że wyjdziemy z tego impasu, a za niedogodności przepraszamy. Wsłuchujemy się w głosy mieszkańców – oczywiście te racjonalne – i wyciągamy wnioski, staramy się naprawiać to, co naprawić możemy.
Chciałbym tę rozmowę zakończyć swoistą klamrą. Rok 2021 witała pani z nadzieją. W jakich kolorach jawi się 2022?
Przyznam niestety, że nie towarzyszy mi podobny entuzjazm, jak dwanaście miesięcy temu. Mam wiele obaw, gdyż wbrew temu, co wówczas myślałam na temat społecznej świadomości i poczucia odpowiedzialności, nie wracamy jeszcze do normalności…
Odsetek niezaszczepionych i nieufnych wciąż jest wysoki, a to nie nastraja bardzo optymistycznie, mimo że nadal jeszcze na pewne rzeczy mamy jako społeczeństwo wpływ… Jedno jest pewne – wchodzimy w trzeci rok walki z tym nieszczęsnym wirusem.
Być może czeka nas refleksja, a w każdym razie powinna, czy na pewno zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy? A może powinniśmy bardziej się postarać? Być jeszcze bardziej odpowiedzialni, w sposób bardziej świadomy unikać wszelkich sytuacji związanych z potencjalnym zagrożeniem?
Entuzjazm jest mniejszy, a nadzieja?
Na szczęście ona umiera ostatnia i nie chcę, żeby kiedykolwiek umarła. To ona nas trzyma i pobudza do działania, funkcjonowania. Myślę, że znaczna większość szpitalnego zespołu tę nadzieję podziela.
Oczywiście wielu rzeczy się boimy, na przykład tego, że wciąż pozostaniemy w pewnych kwestiach niewystarczający…
Robimy jednak wszystko, żeby sprostać zadaniom, które do nas jako szpitala należą, z pełną świadomością wagi i powagi sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Z taką myślą wchodzę w rok 2022 i tego życzę nam wszystkim.
Rozmawiał Michał Taciak
Szpital Miejski im. Jana Garduły w Świnoujściu
https://szpital-swinoujscie.pl/