Świnoujście. Temat dojazdu karetek do blokowisk powraca jak bumerang.
Świnoujście. Temat dojazdu karetek do blokowisk powraca jak bumerang.
Każdy lubi mięć trochę prywatności w blokowiskach, ładnie mieszkać, mieć przed domem parking, ogródek, kwiatki, krzaczki, słupki, szlabany.
Teraz rodzi się pytanie, czy blokady na osiedlach to dobry pomysł czy jednak jest to zmora służb ratunkowych? Zamknięte, ogrodzone osiedla gdzie często na otwarcie bramy czeka się kilka minut, szlabany blokujące dojazd do bloków, to zdecydowanie nie jest mądry pomysł.
Karetki pogotowia oraz inne służby mają poważny problem z dojazdem do pacjentów lub osób poszkodowanych na czas. Załogi pogotowia ratunkowego tracą tego czasu zbyt wiele, często z ciężkim ekwipunkiem muszą dochodzić do pacjenta zostawiając karetkę daleko od klatki, miejsca zamieszkania.
Idealną sytuacją byłoby, gdyby bez używania pilota, czy angażowania kogokolwiek, szlabany podnosiły się same. W kwestii słupków zagradzających wjazd jest tylko jedno rozwiązanie, po prostu je usunąć.
Mieszkańcy blokowisk zastawiają samochodami większość dróg wewnętrznych i pożarowych.
W razie zagrożenia, pogotowie ratunkowe oraz straż pożarna mają utrudniony dojazd do osób potrzebujących pomocy w trybie natychmiastowym. Można to prościej nazwać, niedrożne drogi osiedlowe powodują opóźnienia w ratowaniu ludzkiego życia.
Jak walczyć z tym problemem, który dotyczy nie tylko Świnoujścia ale większości miast w Polsce?
Podam kilka przykładów:
Bydgoskie szlabany podnoszą się na dźwięk karetek pogotowia, w Krakowie zostaną usunięte osiedlowe ogrodzenia, w Raciborzu straż miejska będzie stale koordynować działania na rzecz przestrzegania porządku i egzekwować dostępność do dróg pożarowych.
Karać mandatami tych, którzy ustawiają samochody w niedozwolonych miejscach. Takich i podobnych przykładów jest wiele. W sytuacjach zagrożenia sekundy decydują o życiu człowieka.
Wystąpiliśmy z prośbą do Prezesa Zarządu Szpitala im. Jana Garduły w Świnoujściu Doroty Konkolewskiej, która dokładnie opisała co się dzieje w sytuacji, gdy zapominamy o tym, co może być dla nas bezcenne, czyli o przeszkodach i czasie, który może uratować nasze życie. Poniżej przedstawiamy przekazany nam materiał.
Pokonać czas … i przeszkody
– Poszukując definicji czasu napotykamy w dostępnych źródłach różne ujęcia tego terminu. W jednej z dziedzin naukowych jaką jest fizyka klasyczna, czas jest samodzielną wielkością niezależną od innych wielkości biegnącą w takim samym rytmie w całym wszechświecie.
Czas w dyskusji filozofów i naukowców sprowadzał się do sporu o jego absolutny bądź względny charakter. Jedno jest pewne jednostką czasu jest sekunda i ta liczy się najbardziej kiedy walka idzie o ludzkie zdrowie lub życie. Czemu więc dzieje się tak, że zapominamy o tym co może być dla nas bezcenne o czasie, który może uratować nasze istnienie.
Czas, jaki upływa od zdarzenia powodującego zagrożenie życia człowieka do udzielenia mu pierwszej pomocy, a następnie do rozpoczęcia procedur medycznych w szpitalu, ma ogromne znaczenie dla prawdopodobieństwa przeżycia pacjenta. Ile więc mamy czasu na uratowanie poszkodowanego?
Po nagłym zatrzymaniu krążenia pierwsza pomoc musi zostać udzielona w ciągu maksymalnie 3-5 minut.
Badania wykazują, że opóźnienie podstawowych zabiegów resuscytacyjnych o 1 minutę powoduje spadek szans przeżycia o 10%. Oznacza to, że po 10 minutach od zatrzymania krążenia szansa na przeżycie wynosi 0%.
Ponieważ realny czas przyjazdu karetki pogotowia jest zazwyczaj większy niż 10 minut, działanie podjęte przez każdego z nas obecnego przy zdarzeniu może uratować życie człowiekowi w niebezpieczeństwie.
Przeżycie, a co dalej? Ocenę skuteczności prowadzonej akcji resuscytacyjnej prowadzi się nie tylko w oparciu o przeżycie pacjenta. Bierze się pod uwagę również uzyskaną później jakość jego życia. Jeśli tkanka mózgowa ulegnie poważnemu uszkodzeniu, nie można mówić o pełnym sukcesie.
Najważniejszym organem nie jest serce, najważniejszy jest mózg. Trzeba zrozumieć, że mózg umiera najszybciej, a zmiany w jego obszarze są nieodwracalne i ważą na całym dalszym życiu.
Jeżeli na skutek braku oddechu (co w pierwszej pomocy jest równoznaczne z brakiem krążenia krwi, czyli z zatrzymaniem akcji serca) mózg nie otrzymuje świeżej krwi z tlenem, zaczynają umierać ośrodki w korze mózgowej – ośrodek wzroku, słuchu, ruchu i tak dalej.
Poszkodowany, który nie oddychał do przyjazdu karetki, nawet jeśli przeżyje (co wątpliwe), do końca życia nie będzie widział, nie będzie się ruszał, nie wstanie z łóżka i umrze pod respiratorem. Człowiek, to mózg.
„Złota godzina” jest określeniem, które przyjęło się w żargonie medyków zajmujących się pacjentami urazowymi. Oznacza ona czas, jaki powinien maksymalnie upłynąć od zdarzenia do chwili znalezienia się pacjenta na stole operacyjnym.
Udowodniono, że im ten czas jest krótszy, tym ryzyko dla pacjenta jest mniejsze. Jeśli przekroczymy czas jednej godziny, szanse pacjenta na przeżycie zdecydowanie maleją.
Udar jest stanem bezpośredniego zagrożenia życia i jedną z najczęstszych przyczyn zgonów w Polsce Najkrócej mówiąc jest to uszkodzenie mózgu, które wynika z zaburzenia przepływu krwi. Jeśli mamy do czynienia z zamknięciem naczynia zaopatrującego dany obszar w mózgu, mówimy o udarze niedokrwiennym, który nazywamy też „zawałem mózgu”.
Jeśli dojdzie do pęknięcia naczynia, mówimy o udarze krwotocznym – ten potocznie jest nazywany wylewem. W leczeniu udaru najważniejsza jest szybkość. Można leczyć pacjentów z udarem mózgu, ale warunkiem koniecznym jest ich szybkie przybycie do szpitala, w którym jest oddział udarowy. Mamy więc tylko od 4 do 5 godzin od zachorowania na rozpoczęcie leczenia.
Opisane powyższe przypadki zachorowań usystematyzowano wg czasu jaki jest niezbędny do tego aby można było pomóc pacjentowi, uratować mu życie i dać szanse na powrót do zdrowia z jakością życia nie gorszą niż przed zachorowaniem.
Jak to jest, że sami często nie podejmujemy walki o życie, mimo, iż liczą się sekundy a tak łatwo oceniamy innych przybywających z pomocą o późne dotarcie, brak szybkości działania a w konsekwencji o śmierć pacjenta lub jego kalectwo.
Szybko przypisujemy winę służbom medycznym a często sami wzywamy służby ratownicze do zdarzeń, które nie są zagrożeniem życia i mogłyby być leczone ambulatoryjnie. Gorączka, złe samopoczucie po spożyciu alkoholu i inne choroby przewlekłe, które zostały zdiagnozowane nie są często stanami zagrożenia życia.
Jesteśmy jednak wygodni i mało cierpliwi. Żądni szybkości działania i egzekwowania na siłę swoich rzekomych praw. Oby tylko nie zabrakło nam ratowników w momencie zagrożenia życia, gdy będą wezwani przez innych egocentryków.
Jak to jest, że w XXI wieku zaczęliśmy odgradzać się od innych.
Pojęcie własności zaczęto brać tak dosłownie, iż wszelkie szlabany, bramy, ogrodzenia i płoty urosły do rangi tak niebotycznej, że prawie na każdym już osiedlu uniemożliwiają dotarcie służb ratowniczych do poszkodowanych.
Stajemy nasłuchując sygnałów i odgłosów syren służb ratowniczych zamiast pomóc w dotarciu do poszkodowanego i podjęciu przed zespołem ratowniczym próby ratowania chorego. Korzystajmy więc z rozsądkiem z każdej formy wolności i prawnych unormowań.
Prezes Zarządu Szpitala im. Jana Garduły w Świnoujściu Dorota Konkolewska
Dlatego jako redakcja apelujemy do zarządców nieruchomości oraz odpowiednich służb, aby przemyśleli kwestię poprawienia dojazdu dla tych, którzy niosą ratunek dla ludzi.
Prosimy również o przesyłanie na adres redakcji informacji, zdjęć , komentarzy oraz miejsc w którym występują problemy z dojazdami dla służb ratowniczych.
tu.swinoujscie.pl
Fot: internet