Z notatnika przewodnika (1) – wspomnienia
Z notatnika przewodnika – wspomnienia. W moim obiektywie: Fort Wschodni (Fort Gerharda) w Świnoujściu
Wiele lat temu rozpoczęłam swoją przygodę w turystyce. Razem z ojcem Janem Ukleją /zresztą przy nim stawiałam pierwsze kroki w zawodzie przewodnika i pilota turystycznego czyli miałam dobrego nauczyciela/ jeździliśmy na tzw „Zielonych Szkołach”. Stało się to pasją mojego życia, uczyłam się historii, wyszukiwałam ciekawostki nie tylko z terenów zachodniopomorskich ale również z całej Polski. Stało się to sztuką podróżowania po wiedzy oraz przekazywaniu jej młodszym i starszym pokoleniom.
W domu historia gościła od zawsze, już jako dziewczynka zdobywałam wiedzę i uzyskiwałam odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.
A zaczęło się tak
Pewnego dnia, wieczorem zadzwonił do mnie ojciec i poprosił abym go zastąpiła na jednej z wycieczek. Tłumaczył, że rozchorował się i nie jest w stanie jej poprowadzić. Przygotował mi materiał do nauki i na drugi dzień rano miałam poprowadzić swoją pierwszą wycieczkę z dziećmi /o ile dobrze pamiętam to była trzecia klasa podstawówki ze Śląska/.
Całą noc zakuwałam materiał, łącznie z datami aby ojcu nie przynieść wstydu i wypaść jak najlepiej. Stres miałam wielki ale powiedziałam sobie, że dam radę. Niewyspana, bez śniadania poszłam na otwartą wodę. Szłam w stronę stateczku, który miał z nami przepłynąć w pobliże latarni morskiej oraz Fortu Gerharda. Podczas krótkiego rejsu tak się rozkręciłam, że kartka poszła szybko do lamusa.
Opowiadałam z takim entuzjazmem, że zapomniałam o ludziach do których mówię, a żyłam przekazem informacji
W końcu to moje ukochane miasto i tematów było ogrom. Kiedy już stateczek zacumował przy nabrzeżu, wszyscy wyszli i nagle na samym końcu zobaczyłam ojca. Wychodził z trapu i uśmiechał się i w tym momencie usłyszałam: „wiedziałem, że sobie świetnie poradzisz pani przewodnik”. Byłam taka z siebie dumna, że nawet słowa nie rzekłam, że ojciec mnie okłamał z tą swoją chorobą. Wtedy uświadomiłam sobie, że podał mi wędkę na całe moje życie. Tak, tak wędkę a nie rybę.
Pamiętam nasze wspólne wycieczki na Forty Gerharda, gdzie razem z Adamem Wojakiem i jego żoną Agatą uczestniczyliśmy we wspólnych zabawach. Każdy miał coś do zaoferowania, zabawa była przednia. I tak spędziłam na wycieczkach z dziećmi i dorosłymi wiele lat. Pracowaliśmy również społecznie czyli najprościej to ujmując – sprzątaliśmy. Po tak ciężkim dniu rozpalaliśmy ognisko i piekliśmy kiełbaski. Brudni, przepracowani byliśmy po prostu szczęśliwi.
Dzisiaj przedstawiam zdjęcia Fortu Gerharda z 2002 roku. Jest to kawał wielki mojego turystycznego tortu. Dlaczego tortu ? Bo takie życie jest słodkie, przekłada się na wiele warstw i każda smakuje inaczej.
Ojciec już nie żyje, zmarł trzy lata temu ale pozostawił po sobie ślad historii, która wędruje teraz razem ze mną. Mam swój cel i mam nazwisko z którego jestem dumna.
Tekst i fot: Wioletta Kowalewska z domu Ukleja.