Ostatni rejs Wilhelma Gustloffa. Przemysław Federowicz
Ostatni rejs Wilhelma Gustloffa – streszczenie.
Rok 1945 zapisał się na kartach historii m.in. trzema najtragiczniejszymi pod względem ilości ofiar katastrofami, jakie kiedykolwiek miały miejsce na morzu. „Wilhelm Gustloff”, „Steuben” i „Goya” od 60 lat spoczywają w Bałtyku, w pobliżu polskich brzegów.
W dzienniku okrętowym radzieckiego okrętu podwodnego „S 13” zapisano: „30 stycznia 21.10, 55°2’2” szer. geogr., 18°11’5″ dł. geogr. wykryto cel”. Dwie godziny później wystrzelone z niego torpedy trafiają w duży niezidentyfikowany z nazwy statek. Z pokładu tonącej jednostki idzie w eter wiadomość „Wilhem Gustloff” tonie. Koordynaty – 55°07’N, 17°42’W. Potrzebna pomoc”. Tak rozpoczyna się koniec historii statku legendy „Wilhelm Gustloff”, legendy, która jest żywa do dziś.
„Wilhelm Gustloff”
W dzienniku okrętowym radzieckiego okrętu podwodnego S-13 zapisano: „30 stycznia 21.10, 55°2’2″ szer. geogr. 18°11’5″ dł. geogr. wykryto cel”. Dwie godziny później wystrzelone z niego torpedy trafiają w duży niezidentyfikowany z nazwy statek. Z pokładu tonącej jednostki idzie w eter wiadomość „Wilhem Gustloff tonie. Koordynaty – 55°07N, 17°42’W. Potrzebna pomoc”. Tak rozpoczyna się koniec historii statku legendy „Wilhelm Gustloff”, legendy która jest żywa do dziś.
21 stycznia 1945 r. Karl Dönitz wydał rozkaz rozpoczęcia operacji „Hannibal” – ewakuacji personelu szkolnych flotylli okrętów podwodnych z Gdyni i Piławy. Zadanie to miało wykonać kilka statków, wśród których największymi były „Wilhelm Gustloff” (25 484 BRT), „Hansa” (23 130 BRT), „Hamburg” (22 117 BRT) oraz „Deutschland” (21 046 BRT). Statki te miały ewakuować od końca stycznia 1945 r. do początku lutego cały personel 2 Szkolnego Dywizjonu Okrętów Podwodnych (2. Unterseeboots-Lehr-Division) oraz jego wyposażenie. Powodem tej ewakuacji były szybkie postępy armii radzieckiej kierującej się w stronę Gdyni i Gdańska. Tego samego dnia rozkaz dotarł do dowództwa 2.ULD. „Gustloff” i „Hansa” otrzymały rozkaz opuszczenia portu w ciągu najbliższych 48 godzin.
Niepełnosprawny statek
Rozkaz wypłynięcia natychmiast przekazano cywilnemu dowódcy „Gustloffa” kapitanowi Friedrichowi Petersenowi oraz dowódcy personelu wojskowego na statku kmdr ppor. Wilhelmowi Zahnowi. Petersen był oficerem marynarki handlowej, w której służył od początku wojny. Miał wówczas 67 lat. Komandor Zahn był znanym oficerem okrętów podwodnych. Podczas wojny pływał m.in. na okręcie podwodnym „U 56”.
Pod koniec 1940 r. statek pasażerski „Wilhelm Gustloff” przypłynął go Gdyni. Odtąd miał cumować na Oksywiu i pełnić rolę bazy koszarowej dla kadetów 2 Dywizjonu Okrętów Podwodnych. Jego kotły zostały wygaszone, a maszyny wyłączone. Prąd pobierano z lądu. Paliwo i smary wypompowano. Doświadczona etatowa załoga dostała przydziały na inne statki lub stanowiska na lądzie. Ich miejsce zajęli Włosi, Chorwaci i Litwini wierni III Rzeszy. Zajmowali oni pomocnicze stanowiska w kuchni, mesach, w warsztacie itd. Podczas pokoju statek posiadał 417 osób załogi, natomiast w dniu 21 stycznia 1945 r. jej stan wynosił lekko ponad 100 osób. Na statku nie było fachowców od maszyn napędowych i łączności.
Na czas rejsu pośpiesznie rozpoczęto poszukiwanie niezbędnego minimum liczącego ponad 200 osób załogi, w tym najważniejszego personelu maszynowni. Do dnia wypłynięcia w morze udało się obsadzić tylko 173 stanowiska. Powodem takiego stanu były braki wyszkolonego personelu marynarki w bazie Kriegsmarine w Gdyni. Personel i marynarze z 2.ULD zajęli stanowiska łączności, w maszynowni oraz w obsłudze dział przeciwlotniczych. I tak dla przykładu ważne stanowiska objęło dwóch bosmanów w podeszłym wieku oraz kilku młodszych oficerów bez większego doświadczenia.
Czteroletni postój „Gustloffa” w porcie odbił się bardzo na jego stanie technicznym. Jego mechanizmy napędowe były niezdolne do pracy, podobnie jak kotły. W zbiornikach nie było ani kropli paliwa oraz smarów napędowych. Technicy stoczniowi i personel Kriegsmarine dostali rozkaz natychmiastowego doprowadzenia statku do stanu „samodzielnej pływalności”. Nasmarowano mechanizmy maszyn napędowych oraz wstępnie rozpalono kotły. W trakcie tych prac pojawił się bardzo istotny problem.
Podczas rozruchu maszyn napędowych okazało się, że uszkodzony jest jeden z wałów napędzających śruby (inne źródła nie podają nic o tym uszkodzeniu). Awaria ta rzekomo miała ograniczyć prędkość „Gustloffa” z około 15 w do 12 w. Uszkodzenie to powstało w wyniku bliskiego upadku bomby podczas jednego z nalotów na Gdynię. Wówczas to zanotowano kilka uszkodzeń kadłuba, które jednak naprawiono.
Kolejnym problemem technicznym okazała się szczelność zbiorników paliwowych oraz ich instalacji. Niektóre z nich nie nadawały się do użycia. Kolejnym problemem organizacyjnym było mała ilość łodzi ratunkowych znajdujących się na pokładzie. Brakowało wiele z nich, np. z 22 dużych łodzi ratunkowych znajdowało się ich tylko 12. Zostały one wcześniej wyokrętowane na potrzeby 2.ULD i bazy w Gdyni. Prowizorycznie dostosowano na potrzeby rejsu 18 szalup wiosłowych z ULD mogących pomieścić po 30 osób każda. Z magazynów Kriegsmarine pobrano także 380 standardowych tratew ratunkowych mieszczących po 10 osób każda. Jak się okazało później podczas akcji ratunkowej nie wszystkie były sprawne.
Zaokrętowanie pasażerów
W pierwszej kolejności zaokrętowano na pokład 918 marynarzy ze Dywizjonu Okrętów Podwodnych, 373 kobiety służące w oddziałach pomocniczych Kriegsmarine (Marinehelferinn) oraz inny personel obsługi bazy. 25 stycznia dowódca okrętu kapitan Petersen nakazał rozpoczęcie przyjmowania pozostałych pasażerów. W pierwszej kolejności na pokład przeniesiono rannych żołnierzy Wehrmachtu. W dalszej kolejności przyjęto rodziny personelu Kriegsmarine, funkcjonariuszy partyjnych, urzędników wraz z rodzinami.
Na pokładzie znalazła się m.in. rodzina burmistrza Gdyni. Równocześnie na pokład transportowano niezbędny prowiant, ciepłe koce oraz pościel. Mimo zaokrętowania kilku tysięcy osób, ich liczba na nabrzeżu nie malała. Wobec wielokrotnych siłowych prób dostania się na pokład, kapitan Petersen nakazał odpłynąć od nabrzeża na kilkanaście metrów i tam rzucić kotwice. Dalszy załadunek przebiegał tylko łodziami okrętowymi.
Po czterech dniach załadunku pasażerów, 29 stycznia dowódca ULD wydał rozkaz wypłynięcia w morze rankiem następnego dnia. 30 stycznia 1945 r. 4 holowniki rozpoczęły wyprowadzanie „Wilhelma Gustloffa” z portu. Podczas tej operacji z wody podjęto jeszcze kilkaset ludzi płynących na wszelkiego rodzaju kutrach, łodziach lub szalupach. Według różnych źródeł podjęto z wody do 2000 zdesperowanych ludzi w tym 600 uchodźców z parowca „Reval”. Szacuje się, że na pokładzie znalazło się od 6000 do nawet 10000 ludzi.
Skład konwoju
W pierwszym konwoju miały znaleźć się dwa transportowce „Wilhelm Gustloff” i „Hansa”. Na pokładzie tego drugiego znalazła się kadra oficerska 2 Dywizjonu oraz duża część mienia Dywizjonu. Pozostałe wolne miejsce zali ranni i uchodźcy. Eskortę konwoju miały zapewnić okręty 9 Dywizjonu Zabezpieczenia (9. Sicherungsdivision), jednakże w tych dniach ich liczba była ograniczona. Okręty te były zajęte trałowaniem szlaków, ochroną grup bojowych oraz eskortą dużej ilości konwojów.
Dowódca 9 Dywizjonu kmdr ppor. Adalbert von Blanck mógł wystawić skuteczną eskortę dopiero na początku lutego 1945 roku. Na takie opóźnienie nie mógł się jednak zgodzić dowódca 2. ULD. Postanowił on zapewnić eskortę posiadanymi przez siebie okrętami. 2 Dywizjon posiadał we własnym składzie całą armadę okrętów pomocniczych takich jak poławiacze torped, okręty cele, okręty ratownicze oraz tendry. Najbardziej do eskorty nadawały się dwa poławiacze torped „Löwe” oraz „TF 19”. „Löwe” był zdobycznym norweskim torpedowcem „Gyller” o wyporności 590 t. Mógł rozwijać prędkość do 30 w. Był on wyposażony w podstawowe urządzenie hydroakustyczne typu S-Gerät. Jednakże na kilka dni przed wypłynięciem jego S-Gerät uległ uszkodzeniu.
Podczas wojny „Löwe” służył w 27 szkolnej flotylli okrętów podwodnych m.in. w roli poławiacza torped. Drugim eskortowcem miał być „TF 19” typowy poławiacz torped (Torpedofangboot). Była to dość nowa jednostka zbudowana już w trakcie wojny. Jednakże nie nadawał się on do rejsów po otwartym morzu w trudnych warunkach atmosferycznych, które panowały wówczas na środkowym Bałtyku.
Rejs
O godz. 13.00 dnia 30 stycznia 1945 r. „Wilhelm Gustloff” opuścił port. Tymczasem drugi statek konwoju „Hansa” zasygnalizował uszkodzenie steru (śruby – inne źródła) podczas operacji wychodzenia z portu. Z uwagi na to uszkodzenie sztab ULD postanowił kontynuować operację „Hannibal” z udziałem samego „Gustloffa”. Pogoda w nocy miała być sprzyjająca przeprowadzeniu skrytego przejścia do Świnoujścia. Miał wiać wiatr o sile 5 stopni, padać śnieg a widoczność w nocy miała wynosić od 1 do 3 mil, stan morza do 4 B, a temperatura miała dochodzić do minus 17°C. „Wilhelm Gustloff” ruszył w rejs na zachód. Po minięciu półwyspu helskiego dołączyły do niego dwa okręty eskorty. Niedługo później dowódca poławiacza torped „TF 19” zasygnalizował przeciek kadłuba i poprosiła o powrót do bazy. Od tej pory główną eskortę stanowił tylko torpedowiec „Löwe”.
Konwój rozpoczął mozolny marsz na zachód z prędkością 12 w. Na jego czele podążał eskortowiec. Zespół nie zygzakował. Dlaczego nie podjęto tego środka zaradczego przed atakiem okrętów podwodnych? Powodów było kilka. Po pierwsze na statku znajdywało się dwóch dowódców tzn. dowódca okrętu kapitan Petersen (oficer cywilny) oraz dowódca personelu wojskowego kmdr ppor. Zahn. On też zalecił kapitanowi Petersenowi rejs kursem zygzakującym. Jednakże ocena Petersena był całkowicie odmienna od oceny doświadczonego podwodniaka jakim był Zahn. Petersen uważał, że płynąc blisko brzegu, z maksymalną prędkością i w pełnym zaciemnieniu, przy dość złych warunkach atmosferycznych nie można się obawiać ataku radzieckich okrętów podwodnych.
Wykrycie i atak
Tymczasem na północ od latarni Rozewie znajdował się radziecki okręt podwodny ” S 13″ dowodzony przez kmdr ppor. Aleksandra Marinesko. O 19.10 wachta na mostku wykrywał niezidentyfikowaną jednostkę. Płynęła ona kursem 280 stopni. W pozycji półzanurzonej okręt podwodny skierował się kursem 105 stopni w kierunku celu.
Cel zlokalizowały także urządzenia hydrolokacyjne. Początkowo jeden szum małej jednostki, później drugi szum dużego statku. O 19.32 „S 13” rozpoczął zbliżanie się do celu kursem 340 stopni a od 19.55 kursem 280 stopni. Przez kolejne dwie godziny okręt podwodny ścigał konwój płynąc równolegle do niego, pomiędzy nim a wybrzeżem. O godz. 21.02 „S 13” był na wysokości „Wilhelma Gustloffa”. Wówczas skierował się na kurs 15 stopni i przygotował się do ataku torpedowego. O 21.08 komandor Marinesko wydał rozkaz odpalenia 4 torped. Jedna z nich okazała się niewypałem i pozostała w wyrzutni. Jednak trzy z nich pomknęły w kierunku niezidentyfikowanego z nazwy statku. Po 37 sekundach pierwsza z torped trafiła w lewą burtę „Wilhelma Gustloffa”. Sekundy później trafiły kolejne dwie. Pierwsza z torped eksplodowała około 12 m od dziobu. Druga trafiła kilkanaście metrów dalej i trzecia wybuchła na wysokości maszynowni.
W poszyciu lewej burty „Gustloffa” pojawiły się trzy duże wyrwy, przez które do wnętrza zaczęła się wlewać woda. Statek otrzymał natychmiast przechył 5 stopni na lewą burtę. Większość znajdujących się w rejonach trafień torped ludzi zginęła na miejscu. Reszta pasażerów w panice rozpoczęła ewakuację. Z radiostacji okrętowej nadano sygnał o pozycji statku.
Sygnał ten nadany z przenośnej radiostacji został przechwycony na „Löwe”, który retransmitował go na kilkunastu częstotliwościach. Po 40 minutach od ataku „Gustloff” posiadał przechył 40 stopni na lewą burtę. Ewakuacja była już niemożliwa. 30 minut później „Wilhelm Gustloff” zanurzył się całkowicie w wodzie. Przed samym zanurzeniem statkiem wstrząsnęła eksplozja. Prawdopodobnie wybuchły gorące kotły. Ostatni na pokładzie pozostał kmdr ppor. Zahn, który na mostku niszczył kody i książki okrętowe. Kapitan Petersen już od kilkunastu minut siedział w łodzi ratunkowej. Według kilku relacji zabronił on nawet zabierać z wody rozbitków argumentują to faktem wywrócenia się łodzi.
Pierwszy pomocny rozbitkom udzielił torpedowiec „Löwe”, który podniósł od 252 do 472 ludzi (wg. różnych źródeł). Kolejnymi jednostkami, które przybyły w rejon katastrofy był krążownik ciężki „Admiral Hipper” wraz z torpedowcem „T 36”. Co ciekawe okręty te nie udzieliły znacznej pomocy rozbitkom. Było to spowodowane obawą o własne bezpieczeństwo po wykryciu przez torpedowiec echa okręty podwodnego.
Torpedowiec wyłowił tylko 564 osoby z kilku tysięcy pływających w lodowatej wodzie i na tratwach. Kolejnymi jednostkami, które przybyły na miejsce katastrofy były transportowiec „Gotenland” oraz stacja torpedowa „TS 2” (eks „M 387”). Uratowały one 106 rozbitków. Godzinę później przybyły trałowiec „M 375” oraz transportowiec „Göttingen”. Kolejnymi były „TS 2”, „TF 19” oraz „Vp 1703”. Szacuje się, że okręty w sumie wyłowiły 1252 rozbitków w tuy komandora Zahna.. Prawdopodobnie na „Gustloffie” zginęło około 7000 ludzi.
Wrak spoczął na pozycji 55°07’27,7″N i 17°42’14,6″E na głębokości 45 m. W dniu 1 grudnia 2004 r. wokół wraku ustanowiono strefę bezpieczeństwa mającą za zadanie ochronę tego bezcennego zabytku. W strefie istnieje całkowity zakaz prowadzenie wszelkiej działalności podwodnej.
Przemysław Federowicz
Tekst został wykorzystany za zgodą autora.
Fot: źródło- internet
Jarek Karwowski
1 lutego 2017 @ 20:22
Najwieksza tragedia Na morzu.Moja mamma maila plynac ktoryms z tych statkow ale uciekla z pokladu.Nie wiem ktory to byl statek.Ja mialem kontakt z czlowiekiem ktory norkowal Na Gustlofie paredziesiat razy.Mial wiele eksponatow z tej jednostki.Reling,lampa z salonu,instrumety nawigacyjne.Kawal strasznej histori.Do autora jesli chcesz moge Ciebie z nim skontaktowac.
Tu Swinoujście
1 lutego 2017 @ 20:47
Proszę o kontakt na adres redakcji redakcja@tu.swinoujscie.pl