PODSUMOWANIE SEZONU OPERY NA ZAMKU W SZCZECINIE.
NOWATORSKIE PREMIERY I 65. URODZINY OPERY NA ZAMKU W SZCZECINIE
Jako że jesteśmy po cyklu Jubileuszowych Gal Operowych z udziałem wielkiej artystki światowych scen Małgorzaty Walewskiej i wielotysięcznej publiczności – na scenie teatru i w nadmorskich kurortach, w Kołobrzegu i Świnoujściu – pora na podsumowanie sezonu 2021/2022, choć tak naprawdę Opera na Zamku spotkań z publicznością podczas wakacji nie kończy.
Druga połowa sezonu – popandemiczna – w przeciwieństwie do pierwszej, często pokiereszowanej przez choroby czy to artystów czy obostrzenia, wreszcie należał do artystów i publiczności bez dosłownej pandemicznej czwartej ściany, ale i do oryginalnie podanych premier, zrealizowanych przez mistrzów danego gatunku.
Był to sezon szczególny także z powodu 65. urodzin Opery na Zamku, które obchodzimy i będziemy obchodzić do końca 2022 roku, i do którego przygotowywaliśmy się już dużo wcześniej.
Zaczęliśmy nietypowo. 24 października 2021 roku Opera na Zamku była partnerem międzynarodowej premiery niesłusznie zapomnianej barokowej opery „Issipile” Antonia Bioniego zarejestrowanej w szczecińskiej świeżo odrestaurowanej Willi Lentza. Spektakl, pierwszy „film” Opery na Zamku, można było obejrzeć na VOD.
Prapremierowa rejestracja została zrealizowana w ramach projektu „Odkrywamy Dziedzictwo Narodowe”. Akcja opery toczy się w świecie starożytnej Grecji, gdzie Issipile, księżniczka Lemnos, będzie zmuszona pokrzyżować intrygę przeciw królowi i jego żołnierzom, zaplanowaną przez ich żony.
Zazdrosne i urażone zachowaniem swoich mężów podczas wojny w Tracji, planują zabicie ich podczas obchodów na cześć Bachusa. Issipile, podczas trwania opery, zniweczy plany kobiet i uratuje swojego ojca, a wszystko to w akompaniamencie historii o miłości, zemście, zdradzie i piratach.
Wreszcie 13 listopada 2021 roku odbyła się długo oczekiwana, przekładana z powodu pandemii premiera wielkiego musicalowego hitu „My Fair Lady” z plejadą najlepszych artystów tego gatunku.
Już z pełną pompą, pełną salą widzów. Miejscem akcji był Londyn, zachowujący niektóre realia z 1912 roku, ale mogący jednocześnie stanowić wiarygodne tło do odzwierciedlenia współczesnych zagadnień i postaw.
To historia bezpardonowego i egocentrycznego profesora Henry’ego Higginsa, opowiedziana tu z punktu widzenia trzech kobiet: jego matki, gospodyni – pani Pearce i uczennicy Elizy Doolittle, kwiaciarki, zmuszonych dzielić z nim losy, daje możliwość nowego odczytania tej znanej nam wszystkim historii: zaintrygowany osobą Elizy profesor przyjmuje zakład o to, że z młodej dziewczyny z niższych sfer w ciągu pół roku uczyni angielską damę, nauczy poprawnej mowy i savoir-vivre’u i… wprowadzi na salony.
Nie będzie łatwo… Wszystko to niepozbawione pełnokrwistych postaci, pogodnej, wartko toczącej się fabuły, pełnych werwy szlagierów („Jeden mały szczęścia łut”, „Przetańczyć całą noc” czy „Tę ulicę znam”), dowcipnych dialogów i fenomenalnej muzyki, pełnego sarkazmu angielskiego humoru, wspaniałych aktorskich kreacji oraz wielu okazji do przeżycia prawdziwych emocji i wzruszeń.
Od czasu premiery na Broadwayu w 1956 roku spektakl święcił triumfy – do 1962 roku wystawiono go aż 2700 razy. Potem zawojował świat teatrów muzycznych i kino. Na jego podstawie powstała wersja filmowa, nagrodzona ośmioma Oscarami, z Audrey Hepburn i Rexem Harrisonem w rolach głównych.
Jakub Szydłowski, reżyser „My Fair Lady”, mówił na konferencji prasowej o swojej inscenizacji: W wielu warstwach, nie tylko reżyserskiej, ale i scenograficznej czy choreograficznej najważniejsze było dla nas to, że spektakl, który dzieje się na początku poprzedniego wieku, już zupełnie inaczej trzeba czytać. Zależności społeczne się zmieniły, już inaczej patrzymy na granice, które możemy przekraczać w kontaktach między mężczyzną a kobietą, tym bardziej, gdy jedno jest mentorem drugiej osoby. Zastanawialiśmy się, jak to dziś pokazać. Dzięki temu udało się zupełnie na nowo dostrzec relacje pomiędzy bohaterami. Jerzy Wołosiuk, kierownik muzyczny „My Fair Lady” dodał: O „My Fair Lady” mówi się czasami jako o ostatniej operetce, a pierwszym musicalu, co oczywiście nie jest prawdą, ale jest to pewien pomost pomiędzy światem musicalu i operetki. My idziemy w kierunku musicalu, ale takiego ze szlachetnym kolorem, szlachetnym wybrzmieniem poprzednich lat. Nie jest łatwo uzupełniać to wszystko, co dzieje się na scenie. W „My Fair Lady” «odcinki» są często bardzo krótkie, czasami duża scena dramatyczna budowana jest przez piętnaście minut po to, żeby nastąpił w niej dwuminutowy fragment muzyczny. I ten dwuminutowy fragment musi oddać całą gamę różnych kolorów, emocji, często podnieść temperaturę tego, co się dzieje w scenach dramatycznych, albo ją skomentować, albo wręcz rozładować napięcie, które w niej powstaje. W tym dziele bardzo lubię ten fantastyczny dialog pomiędzy muzyką a scenami dramatycznymi, które często są żywcem wyjęte z teatru dramatycznego. I tak postaramy się to wykonać, po prostu żeby chwycić za serce. (śmiech)
Jurorzy XVI Teatralnych Nagród Muzycznych docenili tę inscenizację. Nominacje do nagrody otrzymali: Anna Federowicz – w kategorii „najlepsza wokalistka musicalowa”, Janusz Kruciński – w kategorii „najlepszy wokalista musicalowy”, Grzegorz Policiński – w kategorii „najlepsza scenografia”, Dorota Sabak-Ciołkosz – w kategorii „najlepsze kostiumy” oraz nieżyjący już Ryszard Kaja – w kategorii „najlepszy plakat teatralno-muzyczny”.
W styczniu pokazaliśmy recital „Włoskie impresje muzyczne” sopranistki Opery na Zamku Joanny Tylkowskiej-Drożdż i Olgi Bilej (fortepian) pełny pięknych dźwięków Vincenza Belliniego i Fryderyka Chopina, nieodwzajemnionej miłości i nastroju „pięknego księżyca, nakrapianego srebrem”, jak w tytule jednego z sentymentalnych utworów.
Joanna Tylkowska-Drożdż mówiła przed recitalem: Dla wielu wykonawców i melomanów Vincenzo Bellini jest przede wszystkim najważniejszym przed Giuseppe Verdim twórcą włoskiej opery romantycznej. Jednak moim pragnieniem było ukazanie miłośnikom romantycznego belcanto muzyki kameralnej Belliniego, opartej na tkliwych, kantylenowych melodiach, o dużej sile wyrazu w przestrzeni muzyki i słowa. Przygotowując recital nie zapomniałam oczywiście o wielbicielach twórczości operowej Belliniego… Wielkim miłośnikiem pięknego śpiewu był także Fryderyk Chopin, który niezwykle cenił twórczość wokalną Belliniego. (…) Dlatego podczas recitalu nie mogło zabraknąć dzieł tego wybitnego polskiego kompozytora, które usłyszą Państwo w interpretacji znakomitej pianistki Olgi Bili. Podczas spotkania z publicznością zostaną także przedstawione zdjęcia obrazów Caspara Davida Friedricha (1774-1840) – naszego pomorskiego malarza, mistyka, uznawanego za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli malarstwa romantycznego. Prace Friedricha stanowią doskonałą ilustruję dla kompozycji Belliniego, pozostawiają również przestrzeń dla własnej interpretacji widza. Wierzę, że recital będzie nie tylko spotkaniem z romantycznym belcantem, ale także promocją pomorskiej kultury i dzieł wybitnych artystów.
Także w styczniu odbył się koncert jubileuszowy, semi-stage – „Kraina uśmiechu” Franza Lehára, nawiązujący do pierwszej premiery szczecińskiego teatru muzycznego w 1957 roku. Zatem trochę historii: 25 stycznia 1957 roku. Zimny dzień. Dom Kultury Zjednoczenia Budownictwa Miejskiego przy ulicy Bohaterów Warszawy.
Na zewnątrz szaroburo, w środku kolory, śmiech i śpiew, muzyka, taniec. Jak w innych czasach, jak w innej rzeczywistości… Dla szczecinian to dzień niezwykły – pierwsza w Operetce premiera! Koafiury, kostiumy i profesjonalnie przygotowani artyści – aż wierzyć się nie chce, że wszystko właściwie trzeba było pożyczać, wraz z orkiestrą, by zamienić ponury wieczór w krainę uśmiechu…
A wszystko to wymyśliła i zorganizowała grupka prywatnych zapaleńców. Tryskała energią i dobrymi emocjami. I tak zrobiła coś z niczego. Powstało miejsce, w którym zaklinano smutną, szarą rzeczywistość PRL-u – było kolorowo, gwarnie, śpiewająco i wesoło.
Jak w „Krainie uśmiechu”, bo tak nazywano wtedy ten teatr. Od tej pory nikt nie przejmował się przeciekającym dachem, drzwiami, które się nie domykały i które wciąż trzeba było zamykać, by wewnątrz nie hulał wiatr. To był początek długiej, ale pięknej drogi, jaki przeszła Opera na Zamku.
Nie mogła więc zapomnieć o swoim genotypie. Jako że, jak już zostało wspomniane, w 2022 roku teatr obchodzi swoje 65. urodziny, tego tytułu w nowej wersji zabraknąć nie mogło, choć to już inny teatr, w supernowoczesnym wnętrzu, odważnym repertuarem, śmiałym spojrzeniem przed siebie, ale i entuzjazmem tak wielkim, jaki mieli założyciele…
Autorka adaptacji i reżyser Natalia Babińska zapowiadała wydarzenie: Kiedyś nawet nagrywaliśmy z artystami Opery minisłuchowisko z protokołu otwierającego działalność Państwa teatru. Dla mnie przede wszystkim był to wspaniały twórczy akt grupy osób, która chciała współdziałać artystycznie i odbić się od dna, jakie nam wszystkim zgotowała wojna. Cudowny przykład, że jeśli się chce, to można (śmiech). Myślę, że dla szczecińskiej publiczności nowością będzie lekkość tego przedstawienia. Poprzednia wersja „Krainy uśmiechu” była bardzo serio. Tu będzie buffo, mam taką nadzieję (uśmiech).
Było buffo, ale było też serio, choć w innym wymiarze. 10 marca 2022 roku odbyła się nietypowa jubileuszowa premiera. Premiera… książki pt. „U źródeł szczecińskiej sceny muzycznej. Protokoły posiedzeń Towarzystwa Miłośników Teatru Muzycznego (1956–1958)”.
Publikacja pod redakcją Jacka Jekiela i Krzysztofa Kowalczyka powstała przy współpracy Opery na Zamku i Archiwum Państwowego w Szczecinie. Z zebrań melomanów i założycieli obecnej Opery na Zamku, w których uczestniczyło wiele kluczowych postaci szczecińskiej kultury tego okresu, zachowały się bowiem protokoły, wydane w niniejszej publikacji wraz z historycznym opracowaniem.
Publikacja jest ukłonem w stronę założycieli Towarzystwa Miłośników Teatru Muzycznego. Zawiera zdecydowaną większość dokumentów i zdjęć nigdy niepublikowanych.
Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie opowiadał na spotkaniu z publicznością, jak około dziesięciu lat temu pracował jako historyk nad jednym ze swoich tekstów w Archiwum Państwowym w Szczecinie. Wtedy zainteresował się historią akt obecnej Opery na Zamku.
Trafił na protokoły posiedzeń organizacji, która powstała w 1956 roku, a której celem było utworzenie w Szczecinie pierwszej sceny muzycznej, którą nazwano Operetką Szczecińską. – Pomyślałem sobie, że kto jeszcze poza takim wariatem jak ja do takiego archiwum zajrzy? I że może się uda kiedyś tę publikację wydać i „zawiesić” w sieci. I tak zrodził się pomysł współpracy z prof. Krzysztofem Kowalczykiem, obecnie dyrektorem Archiwum Państwowego w Szczecinie. I w rezultacie publikacja powstała – mówił podczas spotkania Jacek Jekiel. – Ta inicjatywa nie miałaby racji bytu, gdyby nie coś, co ich połączyło – Operetka Szczecińska była światem pięknym, kolorowym. Na pierwszą premierę z Gliwic zostali oddelegowani soliści, wysłana była cała scenografia oraz kostiumy, orkiestrę stworzyli filharmonicy. To wszystko stało się zalążkiem operetki „Krainy uśmiechu”, powiewu normalności – dodał. Publikacja opowiada o początkach powstania Towarzystwa Miłośników Teatru Muzycznego i Operetki Szczecińskiej, na której czele stanął Jacek Nieżychowski, śpiewak z Gliwic, wcześniej mieszkający w Szczecinie.
Niewątpliwym stricte artystycznym punktem kulminacyjnym obchodów jubileuszowych była premiera „Króla Rogera” Karola Szymanowskiego w reżyserii Rafała Matusza, pod kierownictwem muzycznym Jerzego Wołosiuka, po raz pierwszy w historii teatru pokazana 14 maja 2022 roku.
Dzieło, niejako „zarezerwowane” dla wielkich scen, wystawiliśmy w międzynarodowej obsadzie, wzięło w nim udział około 150 artystów. Obok solistów, orkiestry, baletu i chóru Opery na Zamku wystąpili soliści gościnni oraz chór niemieckiego Teatru Vorpommern i Szczeciński Chór Chłopięcy „Słowiki”.
Partytura Szymanowskiego jest określana jako dzieło niezwykłe, oryginalne, o poetyckiej symbolice, mieniące się bogactwem pomysłów i oszałamiające dźwiękami. Postaraliśmy się zgłębić umysł i duszę króla Rogera w inscenizacji, którą tak zapowiadał dyrektor Opery na Zamku Jacek Jekiel: Jeden z krytyków napisał, że tylko w tym wieku było 30 premier „Króla Rogera” na świecie. To świadczy o tym, że jest to absolutnie najwybitniejsze polskie dzieło, które jest odczytywane na wszystkich szerokościach geograficznych. Rodzi się pytanie: dlaczego? Otóż język, którym posługują się autor libretta Jarosław Iwaszkiewicz i Karol Szymanowski odeszli od polskiego kontekstu. Wzięli coś niebywale uniwersalnego, coś, co ma wymiar z jednej strony monumentalny, ponieważ dotyczy władcy, czyli dla perspektywy zwyczajnego człowieka czegoś dość niezrozumiałego, nieczytelnego. A z drugiej strony położyli nacisk na człowieka, który znalazł się w ekstremalnej sytuacji. I okazuje się, że są to perspektywy czytelne dla każdego odbiorcy na świecie. I bez względu na to, czy ta opera jest pokazana w realiach sycylijskich wczesnego średniowiecza, czy to jest zrobione tak, jakby zadziało się wczoraj, to uniwersalizm języka, przesłanie „Króla Rogera” nas porusza. Rozumiemy go i odczytujemy bardzo osobiście.
Rafał Matusz, reżyser, tak z kolei zapowiadał swoje odczytanie metafizycznej strony opery: „Król Roger” jest ewenementem. Nic wcześniej i nic później takiego nie powstało. Jest fenomenem. Powstał w latach 20-tych XX wieku. To czas względnego pokoju po I wojnie światowej (…). W przeciągu tego dziesięciolecia powstało mnóstwo nowatorskich dzieł, swoboda tworzenia bez lęków o świat przynosiła efekty. I na fali tej swobody myśli, pracy nad rozwojem samoświadomości, doskonalenia powstało dzieło Szymanowskiego. To opera metafizyczna, opowiadająca o przemianie, o najgłębszej psychologicznej mocy. To także intensywne dotknięcie mistyczne, praca z absolutem, misteryjna historia człowieka i jego rozumienia wolności, budowania siebie na nowo. To historia złamania starego porządku i wkroczenia nowego. Czy dobrego? Czy budującego? Czy absolutna wolność istnieje? Co dzieje się z nami, jeśli wszystko wolno, wszystko możemy? Ta opowieść jest przestrogą przed stawianiem człowieka na postumencie absolutu, ale także egzystencjalna perspektywa, że to właśnie on sam stoi na początku i końcu drogi, że nie ma nic więcej. Król Roger otwiera epokę antropocentryzmu, wyraża nasz kryzys i przeczucie duchowej katastrofy.
5 czerwca 2022 roku odbyła się premiera spektaklu baletowego na podstawie „Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego w pierwszej na szczecińskiej scenie choreografii Lucyny Zwolińskiej do specjalnie napisanej muzyki przez Gabriele Basilico.
Był to spektakl na kanwie słynnej opowieści, filozoficznej, pełnej symboliki i tajemnicy. Chłopiec wyrusza w podróż po wszechświecie, by odnaleźć przyjaciela. Odwiedza planety zamieszkałe przez dorosłych. Próbuje zrozumieć ich sposób myślenia oraz sens życia. Wędrówka Małego Księcia staje się drogą do odkrycia prawdziwych wartości oraz do poznania samego siebie.
Poetycki, symboliczny język opowieści Antoine’a de Saint-Exupéry przełożony przez choreografkę Lucynę Zwolińską na język tańca, przemówił do widza w każdym wieku na swój sposób. Dzieciom pozwolił dotknąć kwestii, o których trudno im rozmawiać – dorastania, przemijania, przyjaźni, samotności czy miłości. Dorosłym, dając szansę spojrzenia na świat oczami dziecka, przypomniał o wartościach najistotniejszych.
To impresja na temat zderzenia dwóch rzeczywistości: dojrzałej – zapisanej i dziecięcej – tabula rasa. Lekcja dla nas, dorosłych i lekcja dla dzieci. Podczas przedstawienia, wszyscy dorośli mogli ponownie obudzić w sobie dziecko, zdumieć się tym, co wokół, jak Mały Książę.
Zadawać pytania, po to, by umieć podtrzymywać wartościowe relacje z innymi czy tworzyć je na nowo, być odpowiedzialnym za metaforyczną różę, o którą tak dbał chłopiec… Magiczny świat „Małego Księcia”, oprócz zróżnicowanych układów choreograficznych, stworzyły m. in. muzyka filmowa, klasyczna czy elektroniczna oraz nagrania dźwięków i głosów, a także projekcje wideo i animacje.
O swojej impresji na temat świata ludzi dorosłych i dzieci Lucyna Zwolińska mówiła: Dzieci mają wyobraźnię i fantazję. Wielu dorosłym fantazja mija. Idziemy w stronę kalkulacji, analizowania. My mamy już swoje reguły postępowania, system. To jest czarne, a to białe. Zamykamy się w pudełkach i szufladkujemy innych. Dziecko rodzi się kreatywne, jest bardziej otwarte na wszystko, co je otacza, bardziej ciekawe świata. Poszukuje, podąża za uczuciami, dużo lepiej wyczuwa drugiego człowieka. Dopiero układa w tych pudełkach. (śmiech)
W podsumowaniu sezonu przedstawiliśmy Państwu najciekawsze wydarzenia sezonu i premiery. Na scenie nie zabrakło naturalnie wydarzeń repertuarowych, poza sceną – koncertów, na przykład „Stabat Mater”, koncertu charytatywnego dla Ukrainy, tradycyjnego koncertu na Cmentarzu Centralnym „Tym, którzy nie powrócili z morza…”.
Po raz drugi w Operze na Zamku zorganizowana została także prestiżowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyki, z udziałem naszych artystów.
Na koniec ważna dla nas liczba, bo świadcząca o tym, że publiczność po obostrzeniach chętnie, szczególnie w drugiej części sezonu wraca do nas: podczas całego roku artystycznego tylko w wydarzeniach repertuarowych czy koncertach przygotowanych przez stosunkowo niewielką Operę na Zamku, nie licząc np. artystycznych wydarzeń umieszczonych w sieci, wzięło udział ponad 21 tysięcy widzów.
Przed Operą na Zamku jeszcze wyjazd do Stargardu i Kamienia Pomorskiego z koncertem „Requiem for the Living” (Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej), a w sierpniu – „Sierpniowe przełomy” w Szczecinie i Policach.
Tak więc kończymy sezon, trochę odpoczywamy, ale działalności artystycznej podczas wakacji nie przerywamy. Zapraszamy i do zobaczenia!
Fot. Piotr Nykowski©Opera na Zamku (ukłony po premierze „Króla Rogera”)
Magdalena Jagiełło-Kmieciak
rzeczniczka prasowa Opery na Zamku