Tu Świnoujście

Przylądek Horn i Półwysep Antarktyczny – relacja z pokładu Katharsis II

Przylądek Horn i Półwysep Antarktyczny

Gospodarka Morska logoPrzylądek Horn i Półwysep Antarktyczny – relacja z pokładu Katharsis II.

We wtorek 20 lutego o 0828 czasu jachtowego (UTC-5) minęliśmy południk Przylądka Horn. Dla żeglarzy jest to jeden z symboli i ważnych miejsc na mapach świata. Ma on złą sławę, gdyż w dawnych czasach rozbijało się u jego brzegów wiele żaglowców. A i dzisiaj potrafi on przysporzyć sporo kłopotów.

W żeglarskich opowieściach słynie on ze sztormów, dużych fal i wymagających warunków. Często opłynięcie Hornu jest celem samym w sobie. Dla nas był to kolejny z etapów wyprawy. Czujnie wypatrywaliśmy momentu, kiedy przetniemy legendarny południk 67o17,21 W.

Chwila ta zastała nas głęboko na południe od samego Przylądka i nie mogliśmy podziwiać jego strzelistych brzegów. Po 10 dniach ostrej podwiatrowej żeglugi po Morzu Bellingshausena minęliśmy lewą burtą Horn i pożeglowaliśmy ku Półwyspowi Antarktycznemu.

Legenda Hornu miała nas dopaść na południe od jego brzegów. Nadchodził silny sztorm, który w cieśninach między wyspami nieopodal Półwyspu nie miał być aż tak mocny jak na otwartym morzu. Mariusz postanowił obrać kurs w kierunku lądu.

Dało to możliwość nacieszenia się widokami strzelistych, ośnieżonych szczytów wychodzących prosto z wody. Samo płynięcie wzdłuż tych majestatycznych krajobrazów jest ucztą dla oczu. Byliśmy w tym rejonie 7 lat temu, ale dla większej części załogi to magiczne miejsce odkrywało się po raz pierwszy.

Pokryte lodem góry Półwyspu Antarktycznego zobaczyliśmy z odległości 60 mil wkrótce po minięciu południka Hornu. Środowe poranne podziwianie krajobrazów nie trwałe zbyt długo. Przy pogorszających się z minuty na minutę warunkach wpłynęliśmy w wąski Kanał Neumayera.

Sztorm zszedł jednak aż w Cieśniny i szybko pogorszyła się widoczność. Podczas refowania głównego żagla w Cieśninie Gerlacha doszło do uszkodzenia listwy grota. Awaria uniemożliwiała zarówno całkowite zrzucenie żagla, jak i jego postawienie.

Rozpędzający się do 45 węzłów wiatr nie pozwalał na usunięcie usterki na otwartej wodzie, dlatego musieliśmy znaleźć schronienie między wyspami, by w ich zaciszu dokonać napraw. Osłonę przed zafalowaniem dały nam Melchior Islands, przy których w przeciągu kilkunastu godzin usunęliśmy usterkę i pożeglowaliśmy dalej.

Nie mieliśmy gotowej części zamiennej na wymianę. Tomek wyciął z innej listwy odpowiedni kawałek i zamontował w miejsce uszkodzonej. Korzystając ze spokojnej wody usunęliśmy także usterkę przy mocowaniu pontonu.

Silne przeciążenia spowodowały pęknięcie stalowego, wydawało się solidnego uchwytu pontonu, co groziło utratą jednostki desantowej. Mocowanie pontonu opiera się na solidnych stalowych ramionach. Ich głębokie pęknięcie wzbudziło nasz niepokój.

Na szczęście udało się zmniejszyć obciążenie na mocowaniu, ale zobaczymy jak nasz patent wytrzyma w kolejnych tygodniach rejsu. Póki co mamy usunięte wszystkie usterki, sztorm ustał i płyniemy dalej.

Szkoda, że charakter naszej wyprawy, czyli płynięcie non-stop, nie pozwala nam na zejście na ląd. Kusiło nas bardzo podpłynięcie do polskiej bazy antarktycznej im. H. Arctowskiego na Wyspie Jerzego, by spotkać rodaków i wymienić się doświadczeniami. Jednak nie w tym rejsie… Trzeba będzie tu jeszcze wrócić!

fot. katharsis2.com

Źródło: http://www.gospodarkamorska.pl/

Exit mobile version