Jeśli będziemy zespołem to awansujemy. Rozmowa z Michałem Protasewiczem. Miejski Klub Sportowy FLOTA Świnoujście.
Urodziłem się w 1985 roku w Knurowie. Gdy miałem 12 lat przeprowadziliśmy się do Niemiec.
Tam stawiałem pierwsze kroki piłkarskie, ale w piłkę seniorską zacząłem grać mając 17 lat w znanym holenderskim klubie Twente Enschede, gdzie trafiłem po dobrych występach w reprezentacji U-18, w której grałem m. in. z Łukaszem Piszczkiem.
Debiutowałem w spotkaniu z samym Ajaxem Amsterdam, które przegraliśmy 2-3, ale ja wszedłem dopiero przy stanie 0-3 i zaliczyłem dwie asysty, więc debiut miałem udany.
Ten klub wspominam najmilej do dziś. Potem trafiłem do Górnika Zabrze, ale ten klub był niewydolny finansowo, więc rozwiązałem umowę i trafiłem do Rot Weiss Essen, grającego wówczas w II Bundeslidze.
Jak trafiłeś do Floty?
Dostałem propozycję sprawdzenia się w Lechu Poznań, ale nie pasowałem trenerowi Franciszkowi Smudzie, jeździłem więc na testy w okolice Szczecina, aż w końcu otrzymałem telefon od Michała Leonowicza i znalazłem się w Świnoujściu. Zrobiliśmy awans do I ligi, poznałem dziewczynę i zostałem.
Nie do końca, bo przecież w międzyczasie grałeś w innych klubach.
Owszem. Nie chciałem zgodzić się na wypożyczenie, bo nie chciałem opuszczać Świnoujścia. Jednak złapałem groźną kontuzję nogi i przez rok nie grałem, lecząc się praktycznie na własny koszt. Nie było już dla mnie miejsca w I lidze, więc wyjechałem do II-ligowego Górnika Wałbrzych.
Wróciłem na Uznam wiosną 2012 roku, z zamiarem gry w rezerwach Floty, jednak Ferdinand Chi Fon tak mnie przygotował, że dzięki wstawiennictwu ówczesnego prezesa Edwarda Rozwałki i obecnego – Leszka Zakrzewskiego, wróciłem do I drużyny.
Krzysztof Pawlak zgodził się wziąć mnie do kadry, ale Dominik Nowak nie widział mnie w składzie, więc skoro otrzymałem ofertę z Bułgarii, to postanowiłem z niej skorzystać. Grałem w pierwszym zespole Etyr Wielkie Tyrnowo, ale i tamten klub po dwóch miesiącach przestał wywiązywać się z umowy płacowej, więc wróciłem do Świnoujścia, pograłem trochę w Niemczech i poszedłem do pracy. Teraz gram amatorsko we Flocie.
Byłeś zatem świadkiem wszystkich przemian w tym klubie. Możesz krótko scharakteryzować dzieje?
Nie będę oceniał pracy poszczególnych zarządów, zwłaszcza, że byłem członkiem jednego z nich, ale jeśli chodzi o drużynę, to zdecydowanie najlepsza była ta z 2012 roku, kiedy na półmetku byliśmy liderem, ze znaczną przewagą nad przeciwnikami.
To dzięki wspaniałej atmosferze, jaka panowała wtedy w drużynie. Jeździliśmy na mecze, zawsze było wesoło, wszyscy się do siebie uśmiechali, nikt na nikogo się nie obrażał. I na pewno byśmy awansowali do ekstraklasy, gdyby nie polityka ówczesnych władz i sprowadzanie do zespołu gwiazd, co zepsuło atmosferę w kolektywie, która była naszą największą siłą.
Czy wyniki uzyskane w roku 2017 są według ciebie zadowalające?
Absolutnie nie. Przy tym potencjale wynikowo wypadliśmy źle. Przegraliśmy mecze, których nie mieliśmy prawa przegrać, a zespół myślący o awansie nie ma prawa tracić tyle bramek.
Zdobyłeś jednego gola…
Dla mnie była to zwykła bramka. W ostatnich trzech sezonach w Niemczech strzeliłem ich ponad 30. Tutaj gram bardziej defensywnie, muszę więcej zabezpieczać tyły, w Niemczech lepiej wychodziło mi strzelanie.
Bywały równie efektowne jak ta w Brojcach? Nawet jeszcze lepsze.
Czy uważasz awans do IV ligi za realny w tym sezonie?
W piłce nożnej wszystko jest możliwe. A czy się podniesiemy? Jeśli wyjdziemy na rundę jako zespół, będziemy walczyć jeden za drugiego, to awansujemy, a jeżeli połowa będzie się uważała za gwiazdy i nie da sobie nic powiedzieć, to nie awansujemy.
Ale nie wystarczy już tylko pokonać Błękitnych, jeszcze co najmniej dwie inne drużyny muszą to zrobić.
O to akurat się nie boję. Tam z każdym meczem coraz mniej zawodników pierwszego zespołu będzie mogło grać w rezerwach. Bardziej obawiam się potknięć naszych.
Jaką rolę widzisz dla siebie?
Najlepiej czuję się w środku pola, w tzw. robieniu gry. Lubię być dużo przy piłce. Nie chodzi tu o kiwanie się, ale o kontakt z piłką, rozegranie, wrzut, dogranie, strzał. Muszę tylko wrócić na obroty, na których grałem w ostatnim czasie w Niemczech, dostosować się do gry w tej drużynie oraz stylu tutejszych przeciwników.
Czyli zostajesz we Flocie?
Oczywiście. Nie będę wysiadał na pełnym morzu. Życzę sympatykom Floty i czytelnikom Głosu wszelkiej pomyślności w 2018 roku i zapraszam na nasze mecze.
Rozmawiał Waldemar Mroczek, za Głosem Szczecińskim